Każdy z nas ma marzenia, które chciałby w życiu zrealizować oraz zna to cudowne uczucie szczęścia, gdy już dojdzie do upragnionego celu. Jednych zadowalają małe osiągnięcia, inni czują satysfakcję dopiero po zrealizowaniu tych większych i w pewnym stopniu nieosiągalnych pragnień, bo jak mówi słynne zdanie Henrego Forda “Jednym z największych odkryć jakie uczynił człowiek i jedną z największych dla niego niespodzianek, jest odkrycie, że może on uczynić to, o czym ze strachem sądził, że nie potrafi.”

Słowa Pana Forda często rozbrzmiewają w mojej głowie i staram się, aby były jedną z dewiz towarzyszących mojemu życiu. Bardzo lubię wystawiać na próbę swoją wytrzymałość i przełamywać bariery, dlatego od dzieciństwa zawsze ciągnęło mnie do próbowania nowych rzeczy, często tych, które były dla mnie trudne do osiągnięcia. Takich, których najbardziej się bałam. Jedną z nich było nurkowanie. Stanowiło to dla mnie ogromne wyzwanie, gdyż najpierw musiałam pokonać strach przed wodą i nauczyć się pływać. Był to proces bardzo długi i mozolny, a do tego, mój opór utrudniał wszystko, ponieważ panicznie bałam zanurzyć się pod powierzchnię. W końcu po roku udało się! Potrafiłam samodzielnie przepłynąć całą długość basenu, dzięki czemu obawa przed wodą została częściowo pokonana.

Dość niechętnie, jakby z przeświadczeniem, że może się nie udać, postanowiłam jednak podjąć kolejny krok związany z wodą – nurkowanie. Doskonała okazja ku temu nadarzyła się podczas mojego wakacyjnego wyjazdu do Egiptu, gdzie znajdowało się wiele baz nurkowych. Pracują w nich świetnie przygotowani i doświadczeni instruktorzy, którzy dbają o odpowiednie przeszkolenie przed zejściem pod wodę oraz o bezpieczeństwo nurków podczas podwodnej przygody. Dodatkowym atutem zachęcającym do uprawiania tego rodzaju sportów jest krystalicznie czysta, ciepła i spokojna woda w Morzu Czerwonym, która umożliwia obserwację jednego z największych cudów tego kraju – pięknych raf koralowych.

Uczucie strachu, przed zejściem w głębiny dodatkowo spotęgowało się, kiedy płynęliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy schodzić pod wodę. Ciemnoskóry pan, posługujący się łamaną polszczyzną i słabymi żartami zaciągniętymi od poprzednich turystów, poprosił o wypełnienie wymaganych formularzy. Wtedy zrozumiałam, że jest to bardziej niebezpieczne niż myślałam. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z ilości urazów, jakie grożą, nie mówiąc o spotkaniu z rekinem. Uzupełniając ten kwestionariusz zrozumiałam, że nurkowanie wiąże się z pewnym ryzykiem. Pojawiły się pierwsze wątpliwości, czy na pewno dam radę… Uspokoiłam się dopiero podczas lekcji instruktażowej, kiedy poznałam szereg znaków, jakimi należy się porozumiewać pod wodą. Poinstruowano mnie również, jak wyrównywać ciśnienie w uszach, oczyścić maskę oraz aparat tlenowy.

Najbardziej przerażające były ostatnie minuty przed wejściem do wody. Nie dość, że moją talię otaczał kilkukilogramowy pas, to butla z tlenem utrudniała utrzymanie równowagi. Nie pomagały również płetwy, które dostałam – wydawały mi się zbyt ciasne. Gdy już stałam na brzegu statku, dostałam polecenie, aby zrobić krok do przodu i wskoczyć do wody. Moje serce kołatało w piersi, a w głowie pojawiało się tysiące myśli “Jak mam wskoczyć do wody z tym całym ciężarem, przecież zaraz utonę!”, “Już nie chcę, daruję sobie to nurkowanie”. Nie wiem jak długo stałam i z przerażeniem patrzyłam w głębie morza, w której zaraz miałam się znaleźć. Byłam już na etapie całkowitej rezygnacji, kiedy instruktor kazał mi włożyć aparat tlenowy do ust, następnie złapał mnie za rękę, lekko popchnął i nie wiedząc kiedy znalazłam się w wodzie.

Początkowo wpadłam w panikę, miałam wrażenie że nie utrzymam się na powierzchni i zaczęłam nerwowo machać rękami i nogami. Na szczęście byłam w rękach fachowca. Ten, widząc moje zdenerwowanie zaczął mnie uspokajać, założył maskę na twarz i poprosił, abym zanurzyła głowę pod wodę i zobaczyła, co jest pod nami. Z dużym oporem i zawahaniem, zrobiłam jednak, o co poprosił. Nagle zobaczyłam ogromną pionową ścianę, porośniętą barwnymi koralami z mnóstwem pływających wokół różnokolorowych ryb tropikalnych. Zapomniałam o strachu i przerażeniu, zapragnęłam zobaczyć to wszystko z bliska i dałam sygnał mojemu instruktorowi, że jestem gotowa do zejścia w dół.  Schodziliśmy powoli metr po metrze. Starałam się pamiętać o tym, czego wcześniej się nauczyłam, a przede wszystkim o równomiernym wdechu i wydechu. Kiedy dopłynęliśmy bliżej rafy czułam się już dużo swobodniej i byłam pod tak wielkim wrażeniem tego co mnie otacza, że zapomniałam o wyrównywaniu ciśnienia, przez co pojawił się nieprzyjemny szum w uszach. Na szczęście mój instruktor cały czas przypominał mi o tym i czuwał nad moim bezpieczeństwem. Wszystko było tak nowe, tak piękne i działo się tak szybko, że nie zauważyłam nawet, kiedy wypłynęliśmy z powrotem na powierzchnię wody.

Kiedy wyczołgałam się na pokład statku z całym swoim rynsztunkiem, w euforii zaczęłam opowiadać osobom, które przygotowywały się do nurkowania o swoich wrażeniach i o tym, jak pięknie jest tam na dole! Mam nadzieję, że dzięki temu ich obawy i strach były nieco mniejsze niż moje.  Przy ściąganiu pianki zauważyłam, że cała się trzęsę. Musiałam na chwilę usiąść i ochłonąć po tak dużej dawce wrażeń i emocji. Dopiero po chwili doszło do mnie, że właśnie osiągnęłam cel, o którym marzyłam od dziecka. Tak! Udało się! Pokonałam swój strach! Było warto!

Gdy wracaliśmy do portu uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czułam ogromną satysfakcję z pokonania swoich słabości i zdobycia nowego doświadczenia. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zostałam pasjonatką nurkowania. Dziś już mam za sobą dwa kolejne zejścia pod wodę na dużo większe głębokości i ciągle chcę więcej! Dalej jest dużo do odkrycia, a pod taflą wody skrywa się piękno, którego bym nie poznała i nie doświadczyła, gdybym wtedy poddała się strachowi.

Pewnie się zastanawiacie dlaczego tak śmiało opisuję swój strach i panikę. Odpowiedź jest prosta. Uważam, że każdy z nas ma jakieś swoje fobie i obawy, strach przed czymś. Nie ma ludzi, którzy wszystkie swoje cele osiągają bez poświęceń i ciężkiej pracy. Warto jednak odważyć się, “skoczyć na głęboką wodę” i dążyć do spełnienia swoich marzeń oraz próbować nowych rzeczy, pomimo obaw.

Moim kolejnym wyzwaniem jest lot paralotnią. Myślicie, że mi się uda?

Może Cię zaciekawić wpis: Aktywność fizyczna – moda czy zdrowie? (kliknij)

Autor: Jolanta Kotulak